Wpis numer 1. Teraźniejszośc i trochę...
Hej,
Nie wiem, czy ktokolwiek to przeczyta, ale może bardziej dla siebie chce napisać coś (tego bloga), który będzie kiedyś przypominać mi lub moim bliskim ( którzy za mojego życia o nim się nie dowiedzą) o tym ile czasu można brnąć do sukcesu, którego się nie osiągneło i raczej nie osiągnie. Ile pecha i głupich sytuacji może się wydarzyć. Jak dużo dobrych chwil zdarza się nam w życiu prywatnym, a czasem ich po prostu nie doceniamy. To tak w kwestii sloganów...
Chciałem stworzyć coś na miarę "Daleko od szosy"- historii o normalnym gościu, który drobnymi krokami idzie w górę na społecznej drabinie. Nie spodziewałem się jednak, że moje życie stanie się taką historią i to bez jak przewiduje happy endu....
Ale do rzeczy...
Jest wieczór, jesień, wrednie na zewnątrz wrednie w portfelu, wrednie ze zdrowiem. Wydaję mi się, że moje życie dobiega końca. Nie mam perspektyw moje długi przerastają moje wyobrażenia.
Jednak siedzę w dość luksusowym mieszkaniu, jest ciepło, mam dwójkę zdrowych dzieci, które wesoło biegają po domu i oglądają HBO za kilkadziesiąt złotych miesięcznie w telewizorze. Przed domem stoi samochód średniej klasy i patrząc z boku nikt nie powie, że prawdopodobnie przegralem swoje życie. Po raz kolejny ponieważ jedna nauczka z przeszłości nie nauczyła mnie niczego.
Każdy postronny powie, że jestem biznesmenem z dobrze prosperującą firmą. Boże- jaki ja jestem przegrany. Mistrz tylko i wyłącznie tworzenia sztucznego wizerunku.
Ale może od początku.
Chciałbym, żeby w mojej opowieści każda historia z przeszłości mieszała się z sytuacją z teraźniejszości i tak w koło Macieju.
To pierwszy wpis więc myśli są bardzo nieuczesane. W przyszłości chciałbym, żeby chronologia i stylistyka się poprawiła.
Mam 35 lat. Nazywam się Bohater tego bloga. Jestem nieuleczalnym pechowcem.
Urodziłem się w dniu w którym reprezentacja grała hiper ważny mecz na mundialu w Meksyku, mama nie była w stanie dotrzeć do szpitala ponieważ każdy miał w dupie rodzącą kobietę i ważne było tylko to, czy któryś z piłkarzy strzeli ważna bramkę. Jakoś jednak wspólnymi siłami dziadków i sąsiadów dojechała do szpitala w Rzeszowie. Pojawiłem się na świecie i każdy z personelu rzucał hasełka typu - hehehehehe będzie piłkarzem, hohohohohoh na pewno będzie grał w piłkę. Dupa- nigdy nie grałem dobrze ponieważ miałem to gdzieś oraz byłem zbyt wolny, gruby i bezmyślny na boisku.
No ale wróćmy do pierwszego dnia i tygodnia mojego życia. Mama leżała w tym szpitalu po moich narodzinach na sali kilkudziesięcioosobowej ponieważ na salach normalnego typu był remont.
Przetrwała- ojciec przybył do szpitala po kilku dniach. Jest do dziś cudownym człowiekiem, ale nigdy jakoś nie potrafił dogadać się z matką a ona z nim.
On sekretarz partii- ona wojująca solidarnościówa. Jak do tego doszło nie wiem, że pojawiłem się na świecie zwłaszcza, że rodzice podczas mojego poczęcia byli już w separacji.
Tata przyjechał raz do mamy w odwiedziny i tak się stworzyłem.
Zresztą później było tak samo. Jeździliśmy na wakacje razem, oni się odwiedzali. Wszystko było niby OK, ale nie mieszkali razem. To właśnie już wtedy zobaczyłem, że moje życie nie będzie standardowe.
Dzień wyjścia ze szpitala. Ciepło. Lato. Cudownie.
Mama słyszy przez otwarte okno głośne - Dzień dobry
- Dzień dobry- odpowiada
- Pani tata dzwonił do mnie żebym odebrał Panią z dzieckiem ze szpitala.
Dziadek zadzwonił po wspólnika mojego wujka a swojego byłego pracownika, Pana Edmunda. Tak mieliśmy w tamtych czasach telefon. Nie, nie byliśmy bogaci.
Ale do rzeczy- mama odpowiada- dziękuję Panie Mundku, bardzo się cieszę, że Pan przyjechał.
- To nic, to nic bardzo mi jest miło, że mały pojedzie do domu w dobrych warunkach.
Pan Mundek właśnie sprowadził z RFN nowego mercedesa.
Jechałem więc do domu nowiutkim samochodem o którym każdy normalny Polak mógł tylko marzyć, oczwiście Pan Mundek mówił- Jak zaczyna od takiego auta to na jakim skończy i oczywiście dodał nieodłączne hehehehehehehe. Tak Panie Mundku, Pan jest w 100 najbogatszych Polaków. Ja mam długi. Chociaż może w trumnie uda mi się pojechać raz jeszcze mercedesem.
Jedziemy, jedziemy aż dojechaliśmy. I teraz hit, Pan Mundek woła- ja wyciągne gondolkę, Pani się nie męczy. Wszyscy wylegli z domu, witają nas ( tego pewien nie jestem, ale ładnie mi się to wizualizuje) I teraz kolejny hit. Pan Mundek ostrą krawędzią rozrywa na całej długości swoją nowiutka welurową tapicerkę. Konsternacja.
Pan Mundek ze łzami w oczach mówi- To nic ,to nic zaszyjemy to jakoś. No tak nieszczęśliwie się złożyło. Jednak nienawidzi mnie już na całego i za 24 lata pokaże mi to w pełnej rozciągłości i wypomni rozerwaną tapicerkę.
Ale do tego dojdziemy za długi, dług czas.
Tak więc już w pierwszym tygodniu mego życia, przekorny los pokazał mi, że łatwo nie będzie i trwa to aż do dzisiaj...
Nie wiem, czy mój blog zainteresuje kogokolwiek, czy ktoś go zobaczy.
Na teraz to tyle ponieważ muszę wyjść, ale gdyby ktoś przeczytał i pomyślał, że chce poznać milion idiotycznych sytuacji z mojego życia to będę wdzięczny za każdy wpis gdziekolwiek.
Pozdrawiam